Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

192
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Komuż się nie zdarzyło być tak chwalonym, że wolałby pewnie najzjadliwsze ukąszenie wycierpieć, niż taki policzek uwielbienia? Staś znosił to wszystko milczący, ale mu się w głowie mieszało, i najpierwszym skutkiem sprzecznych zdań było wyrobione przekonanie, że głos wywnętrzny i własny kierunek najlepiéj poprowadzić go może, a po nim, raczéj krytyka uprzedzona, zjadliwa, chłoszcząca, niżeli apologie i panegiryki, które nic nauczyć nie mogą.
Ukazanie się artykułu krytyki w gazecie dowiodło znów młodemu pisarzowi, jak potężny wpływ drukowane głupstwo wywiera na słabe umysły. Wszyscy wiedzieli o pochodzeniu recenzyi z butelki porteru wyczerpnietéj, a żółcią starego pedagoga zaprawnéj — nikt go nie szanował, — przecięż gdy z dowcipem wystąpił, gdy nałajał czarno na białém, a głośno i odważnie, zrobiło to widocznie potężną zmianę nawet w najprzyjaźniejszych dla Stanisława. Po cichu najprzywiązańsi Szarskiego szeptali sobie, że Iglicki ma wiele dowcipu, a może nawet niekiedy trochę słuszności w swém zdaniu! Nie mówię już o niechętnych, dla których recenzya była naturalnie najmilszym przysmakiem.
Szarski zgryzł się tém niezmiernie, przebolał, zwłaszcza że doskonale pojmował, iż krytyka ostrzejszą może, ale daleko sprawiedliwszą być mogła, bijąc sumiennie a poważnie w usterki istotne, a nic czepiając się dzieciństwa, słówek, i nie igrając jak poliszynel z łopatką.
Zmartwiły go także twarze ludzi, z których każdy spotykając, kłół go tą głupią recenzyą, choć niby oburzał się na nią. W każdych ona była ustach, w każdém oku, rozminąć się z nią nie mógł nigdzie. Jedni