Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

203
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

posłuszeństwo; wolę, żeby lat kilka stracił, a nie odstąpię od swego.
Staś westchnął.
— Winienem — rzekł — i srodze mnie Bóg już za nieposłuszeństwo pokarał. Spełniłbym wolę ojca i teraz, ale wiesz panie Falszewicz, to niepodobna! niepodobna! Im więcéj myślę o tém, tém bardziéj mi się to wydaje niemożliwém... Nauka to nie dla mnie, co na widok trupa klękam i modlę się, a za świętokradztwo miałbym sobie krajać szczątki nieszczęśliwego, biednego, zmarłego gdzieś na łożu boleści, w szpitalu, sieroty! Nie, na to mi Bóg nie dał siły; ale mnie za to obdarzył cierpliwością i rezygnacyą, z którą zniosę niedostatek i gorsze od niego stokroć dla mnie osamotnienie.
— Jak mi Bóg miły, tak ja pana zrozumieć nie mogę! szepnął preceptor po cichu — to darmo!
— Więc przestańmy o tém, a powiedz mi o moich... A matka?
— Pan wiesz, jak sędzina się obawia, rzekł Falszewicz. Pomimo tego, jak się dowiedziała, że jadę do Wilna, szukała także chwili, żeby się widzieć ze mną sam na sam, i nic nie mówiąc, bo drżała jak listek, oddała mi do pana ten oto węzełek.
To mówiąc pijaczyna dobył z bocznéj kieszeni rulonik opieczętowany, i ścigając go łakomemi oczyma, położył na stole. Staś pochwycił skwapliwie posyłkę, nie pieniędzy w niéj szukając, chciał znaleźć ślad ręki macierzyńskiéj, ale go tam napróżno wyglądał! Pieniądze obwinięte były w starą kopertę, na któréj pani sędzina bała się położyć znaku nawet, tak truchlała na myśl, że mąż tę jéj pobożną zdradę odkryć może.