— Dla czegoż wreszcie — rzekł już łagodniéj — nie było się w potrzebie udać do mnie? Pan wiesz, że lekka pomoc pieniężna, jakiejbyś mógł żądać odemnie, nie zrobiłaby mi różnicy.
— Dla tego, odparł Stanisław grzecznie skłaniając głowę: że długów wdzięczności gromadzić nie chcę, że sobie samemu tylko pragnę być winien wszystko, a tam gdzie mnie nawet nie rozumieją...
— Stasiu kochany, coraz czuléj przerwał pan Adam: z waćpana widzę gorączka szalona! Gniewasz się, burzysz! nie bywasz u nas! najmniejszą uwagę bierzesz tak ostro! to się nie godzi! Mój dom byłby ci się mógł przecię zdać na coś, zrobiłbym ci w świecie stosunki; dobrowolnie zaparłeś się tych korzyści, i powtarzam, najniepotrzebniéj przyszłość nawet swoją skompromitowałeś.
Słysząc to Stanisław, ruszył mimowolnie ramionami, ukłonił się raz jeszcze, ale nic nie odpowiedział.
— Źle idziesz i źle wyjdziesz — rzekł pan Adam — jeżeli mojéj życzliwéj nie posłuchasz rady!
— Pozwólże mi pan wprzódy, z zapałem unosząc się odparł Staś: pozwól mi pan, żebym z serca dziękując mu za życzenia i za rady jego, zaczął od wyznania wiary, które mnie w oczach jego tłómaczyć powinno. Jesteśmy, czy nie, jacyś sobie krewni, to mniejsza; ja się przyznaję do wszystkich, pan może nie zawsze mógłbyś i rad to uczynić... ale stoimy na dwóch przeciwległych krańcach społeczeństwa. Zważ pan jak dziś jesteśmy od siebie daleko, i czybyśmy pogodzić się mogli? Ja pracuję, wierzę i idę z odwagą w świat, dobijać się nie sławy, nie chleba, nie dostatku i gnuśnego próżniactwa, ale wykształcenia własnego, pożytku bliźnich, ofiary dla nich i kapłań-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.
208
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.