Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

215
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

ze mną; zrobi się co czy nie, musisz spróbować. Pójdziemy, zobaczymy...
Nie mógł się dłużéj oprzeć naleganiom Szarski niepodając się w podejrzenie, — i posłuszny, choć niechętnie, wziąwszy płaszcz, dowlókł się ze Szczerbą na Łotoczek.
Uliczka ta wąziutka, spadzista i oryginalna, oprócz bardzo porządnych domów, ma kilka starszych niepozornych, dziwnie się dziś wydających wpośród nowych budowli, ze swą fizyognomią napiętnowaną charakterem innego wieku. W mieście jak na świecie, co przeżyje zakres bytu swego, już się nie łączy z otaczającém, już odbija od niego i razi oko, jak w pośród żywych umarły.
Domek, do którego prowadził Szczerba Stanisława, należący do biednéj wdowy mieszczanina, niegdyś bogatego, ale podupadłego bankructwem banków, na których oparł najczystsze kapitały swoje — stał z dwóch stron ściśnięty wysokiemi kamieniczkami, a sam ledwie miał sutereny i jedno piąterko nad niemi. Pozór jego wskazywał zaraz, że tam nie było czém i komu podtrzymać staréj budowy, bo choć porządnie wzniesiona i przez posłuszeństwo policyjnym przepisom bielona bywała, tak to jakoś robiło się niestarannie, że tynki jéj, dachy, ona, wejście, brama, nie były już w harmonii z sąsiedniemi. Tu i owdzie coś się wykrzywiło, pękło i zamazano niedbale pęknięcie, załatano tylko skrzywienie; bruk przed domem był stary i dziurawy, brama rozeschła i bez zawiasy. Wdowa sama nie mieszkała nawet w tych niepozornych kilku pokoikach od ulicy, które jakiś lokator zajmował, ale ścisnęła się w oficynce przylepionéj do domu od dziedzińca — i tam za Szczerbą poszedł Stanisław.