Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

216
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Cicho było w ciemnéj sionce, pusto w pierwszym pokoiku, do którego weszli nieoznajmieni przez nikogo; wszystko to skrzętne, ale wielkie zapowiadało uboztwo... Obok niego błąkały się pozostałości dawnego dostatku, których zbyć nie było można, bo kupione niegdyś drogo, cenione dziś wysoko, nawet za tanie pieniądze nie znajdowały nabywcy. Między dwoma okienkami stał fortepianik z drzewa różowego wykwintnej roboty, wysadzony bronzami, na cieniuchnych nóżkach staruszek, któremu już i głosu brakło i siły, by się na wykrzywionych podstawkach utrzymać bez pochylenia.
Na ścianach wisiało kilka pięknych obrazów w starych ramach rzeźbionych i złoconych, opstrzonych od much, pyłu i zaciągnionych pajęczynami, tak, że na nich nic prawie rozeznać nie było można.
Na kolumience falsz-marmurowéj był i wazon alabastrowy, ale upadkiem tak potłuczony w kawałki, że jak sieć krzyżowały się nad nim rysy zlepionych starannie cząstek. Obok tych szczątków reszta sprzętu, z innéj już życia pochodząca epoki, była uboga i prosta: krzesła karczemne, stolik podparty oklepaną lirą czarną z żółtemi strunami, kanapka w perkalikowym pokrowcu. Pozór całości ponury był i smutny.
Nierychło po zakaszlaniu Szczerby, kobieta słusznego wzrostu, z głową chustką zawiązaną, w ciemnego koloru szlafroczku, wyszła powoli z drugiego pokoju. Na jéj twarzy malowało się takie znużenie życiem, taka jakaś tęsknota i długie cierpienie, w rysach jéj przytém tyle było szlachetności, że wejrzenie na nią wzbudzać musiało poszanowanie i litość. Nie młoda już, pomimo ubogiego stroju, ruchem, obejściem, wejrzeniem zdradzała lata przeżyte w lepszym bycie,