Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

220
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

w głębię duszy, w którém czytał przeczucie i obawę rozstania, zamykało mu wargi, tamowało słowa. Dzień za dniem upływał, pani Dormundowa dowiadywała się, przysyłała, Szczerba przynaglał, Staś zwlekał. Nareszcie jednego wieczoru wszedł na górę z najmocniejszém postanowieniem, i nie śmiejąc spojrzeć na Sarę, rzekł siadając do stolika:
— Chciałbym się widzieć z panem Dawidem; mam mu kilka słów powiedzieć...
Sara nic na to nie odpowiedziała, nie ruszyła się nawet książka tylko zaszeleściała w jéj ręku, i była długa chwila milczenia, bo Stanisław drżąc także przewracał karty jakiegoś zeszytu.
— Przyjaciele moi — rzekł po chwili młody człowiek — wynaleźli mi jakieś mieszkanie, zajęcie, i z żalem, dom wasz opuścić będę musiał.
Wypowiedział to szybko, a nie odbierając odpowiedzi, podniósł wreszcie oczy na uczennicę. Siedziała nieruchoma, ze spuszczonemi na kartę książki oczyma, ale z pod długich rzęs jéj czarnych dwie łzy, dwa strumienie srebrzyste, pędziły po zbladłéj twarzy... Staś zadrżał: żal mu się zrobiło własnego okrucieństwa, egoizmu, rad był już cofnąć słowo i nie wiedział jak sobie począć. Czekał na odpowiedź, ale Sara wciąż milczała; a po chwili, gdy oczy podniosła na niego... spojrzenie jéj długie, głębokie, niezapomniane utkwiło w młodym chłopcu... Wstała szybko i uciekła. Czas jakiś upłynął, nim się na miejscu jéj ukazała matka
— Cóż to? zawołała szybko od progu: pan nas chcesz porzucić?
— Muszę, odpowiedział Szarski. Towarzysze moi żądają tego po mnie; znaleziono mi inne zajęcie.