Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

222
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

widok izdebki jeszcze nieporuszonéj, w któréj wszystko stało na miejscach zwyczajnych, i dzban pełen wody u drzwi, i książki w nieładzie na stoliku pod okienkiem, i łóżeczko rozrzucone, na którem tyle nocy bezsennych, pełnych gorączkowych marzeń, przepędził... stanął, zadumał się...
Nie śmiał dotknąć nic, aby nie zburzyć tego, co dla niego już miało wartość pamiątki... Żal, ciężki żal ściskał serce... Załamał ręce.
— Mój Boże, rzekł w duchu: o! biedne serce ludzkie, na ile się to przedmiotów, miejsc, istot rozdzierać ono musi! Zostawia go człowiek wszędzie jak owca runo swoje, dopóki całkiem nie rozda. I tu część mojego zostanie! Nie! jeszcze dziś, tę noc ostatnią przepędzę pod dachem, do którego przywykłem, a jutro dzień dostarczy mi siły.
Wśród ciszy wziął się do składania papierów i rzeczy, dawno nietykanych... a ten przegląd wspomnień napełnił go większym smutkiem jeszcze. Były tam i szkolne wiersze, i pamiątki towarzyszów, których już nigdy ujrzeć nie miał, i okruchy życia w Krasnobrodzie, i owa z Mruczyniec niezapominajka, i próby, i listy, i poezye, i notaty, i po szczątku każda chwila życia już zabrana falą w przeszłość... a na świstku jeszcze tak żywa i przytomna.
Późno w noc przysłał po niego Szczerba, i Stanisław oderwać się musiał od tego zajęcia, ażeby pobiedz do niego. Zamknąwszy więc izdebkę, ruszył na Trocką ulicę.
Paweł był sam jeden, czekał go z wymówkami i twarzą surową.
— Słuchaj, rzekł: taisz się przedemną. Nie darmo przylgnąłeś do tego domu: wiem od dawna, że dajesz lek-