téj z gronostajów, nuż w intrygi. Poszedł tedy do głowy po rozum, i opuściwszy pannę, wziął się wprost do rodziców: przed nim oczernił przeciwnika oszczerczo, niegodnie, potwarczo... Naturalnie wyzwany zosta.ł.. i...
— No! i strzelali się, odpowiedział Stanisław.
— I nie wyszedł! nie wyszedł! gorzko się śmiejąc zawołał gość: tak! dodając do oszczerstwa obelgę! Ten, co go wyzwał, ma dziś zupełne prawo stłuc go kijem na ulicy; ale to nie dosyć, chciałby, żeby i świat wiedział jakim jest książę...
Stanisław zmarszczył się i sposępniał; podparł na ręku, zamilkł, a w duszy powtarzał tylko:
— Noli me tentare! i oparł się łatwo pokusie podłéj zemsty, którą na chwilę serce jego uderzyło po ludzku.
— Ha! ha! nie doskonałyż to przedmiot do satyry, to życie sybaryty-próżniaka, ten typ młokosa, co więcéj dba o swe białe paznogcie niżeli o honor, który spotwarza po cichu, a nie śmie piersi nastawić?
— Wszystko to być może oryginalne, wyborne, odparł Szarski; ale nie do poezyi, a przynajmniéj nie do takiéj, jak ja ją pojmuję... Zresztą miłość własna zaślepia. Przyznam się panu, że radbym tę samą historyę z ust księcia Jana posłyszeć; ręczę, że inaczejby wcale wyglądała.
Surowo spojrzał nieznajomy, wdziewając rękawiczki, które darł z zajadłością, z jakąby był szarpał nieprzyjaciela.
— Tak! rzekł: w każdych ustach inaczéj wygląda najprostsza czynność człowieka; ale są rzeczy, których zatrzeć, wykręcić, zmienić niepodobna: podłość jest zawsze podłością... A więc nie napiszesz mi pan
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/240
Ta strona została uwierzytelniona.
234
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.