Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

235
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

historyi księcia Jana?... Nie chcę darmo usługi... wiem, żeś pan ubogi jak poeta... zrób mi pan co zabijającego jak trucizna, a zapłacę na wagę dyamentu!
Staś skoczył z krzesła jak oparzony, drżącą ręką ukazując przestraszonemu gościowi drzwi, które z trzaskiem otworzył.
— Mości panie! zawołał trzęsąc się z gniewu: wynoś się a szybko, bo nie ręczę za siebie. Trucizny! trucizny chcesz od poety! Czynisz mnie zbirem płatnym! to obelga, za którą nie pojedynek, ale kij tylko pomścić się może!... Precz! precz!...
Nim tych słów w gorączce wymówionych dokończył, nieznajomy znikł mu z oczu, i nie ręczę, czy ciekawa Marta, pełna bojowniczego ducha, dosłyszawszy ostatnich słów, nie pomogła nieznajomemu miotłą do spuszczenia się ze schodków.


— A! świat! świat! zawołał z boleścią, tuląc twarz w dłonie poeta: świat! co za stekowisko brudów! jaka kałuża błota! I w pośród niéj, wśród tego rozlanego powodzią zepsucia, hańby, podłości, wszyscy, wszyscy tak upadliśmy duchem, że nikt nie śmie wstać, podnieść się i zaryczeć głośno na całą ziemię proroctwem zniszczenia, potężném wołaniem o pokutę i modlitwę!
Wleczemy się, żyjemy, ocieramy o zbrodnie, a od dzieciństwa takeśmy przywykli do zgnilizny, takeśmy przesyceni temi wyziewami zatrutemi, tak nas spętała miłość gnusnego spokoju, że w niczyjéj piersi nie ozwie się braterstwem, poświęceniem głos, coby może obudził uśpione w zdrętwieniu tłumy.