W dawnych wiekach widzimy w wielkich grodach, które opanował szał szkaradny, wspaniałe postacie mężów, co głowę posypawszy popiołem, usiadają wśród rynków i placów, chłosząc pomstą bożą, wołając o poprawę. Każdą plagę z mściwéj prawicy wypaść mającą poprzedza pieśń proroka-kapłana, który ginie ukamienowany, ale po sobie zostawia myśl żyjącą wiecznie.
Ten wielki Babilon europejski, strupieszały moralnie, zabity na sercu, zgniły przez połowę, ruszający się tylko jak zwierz siłą zwierzęcą, nie ma nawet poety-wieszcza, coby mu grobową pieśń zniszczenia zanócił.
Za młodu wzdryga się człowiek, staje, patrzy, a gdy odezwie się z podziwem czystéj duszy, śmiech wywołuje tylko... Śmiech ten jak wiatr pustyni wysusza jego serce... i codzień mniéj poczyna się dziwić zepsuciu, codzień słabiéj odzywa się przeciwko niemu, obojętnieje, kamienieje, zamiera. I on nareszcie wrasta w tę potworną społeczność, z wierzchu świecącą od ogłady, wewnątrz spróchniałą i zgniłą.
Gdzie się dotknąć, rany jak na ciele Hjoba, wrzody jak na Łazarzu, choć na nich suknie wytworne. Zawszeż tak było? Nie! nie! na Boga! ludzie byli ludźmi, ale w pośród nich żyło coś, co im przypominało, że lepszymi być powinni. Wieszcze byli ludów sumieniem, odzywającém się wśród biesiad Baltazara. Dziś kto ośmieli się stanąć i w oczy zimnemu, zamarłemu tłumowi powiedzieć, że krzyż, który kładnie na piersiach, jest urągowiskiem i szyderstwem, jest świętokradzko nadużytém znamieniem w domu nieprawości?
Cisza, jak przed wielką burzą, jak na ogromném
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.
236
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.