Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

239
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

i wydumał? Zamyślony stał długo nad temi książkami, nad stołem pracy. Ale wyobraźnia poczynała zbyt żywo malować mu Sarę, a może i spotkanie z nią w tym ustronnym kątku, opromienionym nadziejami młodemi; więc uciekł szybko, nie oglądając się za siebie, nie widząc nawet dzbanka, który stał u drzwi na pół wyschły, może na pamiątkę po nim rzucony w tym kątku, zkąd go tyle razy brał do ust spragniony...
Uciekł, ale w myśli jego pozostał wyryty obraz Sary, zwieszonéj nad książką w izdebce poddasza, na skrzydłach fantazyi goniącéj po eterach za widziadłami oczom otaczających ją niewidzialnemi; i śnił o niéj, choć odpychał od siebie ten obrazek coraz cudowniéj rozrastający się w wyobraźni i sercu.
Następnego dnia Sara rumieńszą go powitała twarzą, jakby wiedziała, że zajrzał w jéj życie i tajemnice jego pochwycił, ale znowu nic z sobą nie mówili! Odchodząc, obejrzał się i zobaczył ją w oknie wspartą na ręku, śmieléj ścigającą go wzrokiem, długo, długo, dopóki nie znikł jéj z oczu. Sto razy pociągany siłą tego wejrzenia, chciał się zwrócić, zatrzymywał, wahał, głowa mu się kręciła, burzyło serce, ale zawsze surowe słowo obowiązku popychało go naprzód żelazną swą ręką.
Powrócił do smutnego dworku Dormundowéj słuchać gderania staréj Marty, narzekań biednéj matki, marzeń chorego chłopięcia, którego dalekie nadzieje przy coraz słabszém zdrowiu dziwnie smutno brzmiały. Karol choć się trzymał wolą i młodością, wyglądał jak podjedzona przez robaczka roślina, zbladły, kaszlący, z wypieczonym rumieńcem, a każda chwila zapału przybierała w nim jakiś charakter gorączkowy, i opłacała się upadkiem, prostracyą późniejszą.