Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

242
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Doktor pokiwał głową.
— Darmo — rzekł — darmo: to choroba zabójcza; nie przepuszcza ona wcześnie wyznaczonym dla siebie ofiarom. Chłopiec ten umrzeć musi, czy się będzie uczył czy nie, czy go zalejemy lekarstwami lub zostawimy naturze.
— A! panie! panie! i pan to tak mówisz zimno!
— Cha! cha! smutnie i sucho rozśmiał się stary, uciekając do tabaki i kichając głośno z wykrzywieniem twarzy karykaturalném: — dawnom ja łzy wypłakał moje! Napatrzyłem się ja tych kwiatków, co świetnie wykwitały przed porą i zwiędłe padały bez owocu... Świat pełen tych niedojrzałych nadziei, a nauka...
— Na cóż się zdała nauka?
— Na to, żebyśmy wcześnie znali bezsilność naszą, odparł spokojnie doktor.
— Ale tak młody?
— Tém gorzéj.
— I nic jeszcze nie zagraża mu tak bardzo.
— A jednak poznałeś się na niebezpieczeństwie waćpan, co nie jesteś lekarzem.
— A! nieszczęśliwa matka! przerwał Stanisław, łamiąc ręce: co ona pocznie?
— Pójdzie za nim! rzekł Brant; taka koléj rzeczy ludzkich.
— Ale nie możnażby przerwać biegu choroby? powstrzymać go od pracy?
— O! są sposoby tysiączne, gorzko się śmiejąc zawołał stary: naprzykład zawieźć go do Hyères, do Nicei, do Sycylii, w południowe kraje, usunąć od nauki, wstrzymać bieg życia, by opóźnić rozwój choroby... Ale powiedzże mi, czy godzi się o tych sposobach wspo-