Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

244
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Szarski.
— Szarski? Szarski? A! będę już pamiętał! Nie bądźże mi babą! Potrzeba męztwa... Uważaj i na siebie: wynoś się, gdy będziesz mógł, z tego domu; nie dobrze ci tam być może, jesteś młody i spracowany... ot co ci poradzę.
— Ale na Boga, mógłżebym, śmiałżebym ich tak w chwili niebezpieczeństwa samych porzucić!
— A gdyby tobie także to mieszkanie, pobyt w téj atmosferze choroby, obcowanie z tém dzieckiem szkodzić miały? zapytał doktor.
— Moje życie nie tak mi drogie, ani tak szczęśliwe, żebym go dla obowiązku nie poświęcił; nie jest to żadną ofiarą.
W starych, zagasłych źrenicach lekarza łzy niedostrzeżone zakręciły się na chwilę, i na rozkaz pana wróciły gdzieś nazad do serca, wzruszenie tylko objawiło się lekkiém głosu drżeniem.
— Niech cię uściskam, kochany Szarski! zawołał. Walnyś chłopak i Bóg ci pobłogosławi. A słuchaj... gdy ci będzie czego potrzeba, gdybym kiedy mógł ci się przydać na co, daj mi słowo, że przyjdziesz do mnie.
Staś w milczeniu się ukłonił. I tak się rozeszli.
Smutny powrócił nazad na Potoczek akademik, a świat ten, który bliżéj poznawać zaczynał, coraz mu się stawał niezrozumialszym. Z jednéj strony nieubłagane jakieś losy dościgające na pozór niewinne ofiary, z drugiéj zepsucie i szkarady; tam nieszczęście niezasłużone, tu powodzenie niepojęte; zwikłanie najdziwaczniejsze wypadków, osób i przeznaczeń, jak czarny kłębek splątanych nici snuły się w nieporządku po jego głowie. Wprawdzie wiara, którą w sercu zachował nienaruszoną z dzieciństwa, któréj nawet nauki