Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

248
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

i pokrzywą były, na zieleninę się nie zdadzą, bo będą za stare...
— Cha! cha! rozśmiał się krytyk: i to dobrze. A co daléj?
— Wydam jeszcze i coś trzeciego! rzekł spokojnie akademik.
— Dobrze to tak waćpanu mówić: wydam, wydam! jakby to można trząść z rękawa jedno po drugiém to, co się wydaje, i jakby to się człowiek nie wyczerpywał. Léj, léj z naczynia, po czystym napoju przyjdą lagry i fusy, wreszcie ostatnia kropelka.
— Życie do tego naczynia dolewa.
— Albo z niego czerpie jeszcze; Ale czémże waść będziesz podsycał to życie?
— Widokiem świata bożego, ludzi, żywota...
— Tere fere! rozśmiał się znów stary: circulus vitiosus. Ale prozą mówiąc, z czego waćpan żyć myślisz i co z sobą zrobisz, mundur zrzuciwszy?
— Zdaje mi się, że powołanie pisarza...
— A to pozwólże sobie powiedzieć starszemu od siebie, żeś z kretesem niedołęga, jeśli ci postało w głowie żyć z pióra i natchnienia! Śliczne sobie życie gotujesz, nie ma co powiedzieć!
Śmiech, który z ust jego dał się słyszeć, zmieszany ze zgrzytaniem zębów, miał w sobie coś okropnego. Professor wypróżnił szklankę, i ożywiony gorączkowo, mówił daléj:
— A wiesz waćpan, co cię czeka? Jeśli masz geniusz, o czém bardzo wątpię, to szpital, kij i torba; jeśli masz tylko talent (na dwoje babka wróżyła), życie kradzione po trosze, nędzne i bez jutra; jeśli masz w dodatku sumienie... prześladowanie twych