Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

250
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Siedziałem na szkolnych ławach z takimi osłami żem do nich gadać nie chciał, tak od nich głupstwo z daleka śmierdziało. Wszyscy są dziś możnymi i zasłużonymi obywatelami, i ich lokaje lepiéj się mają odemnie...
— Ale professorze, przerwał Stanisław: to są argumenta przeciw życiu literata ciągnione z kieszeni, a tych nie dosyć. Ubóztwo ani kala, ani podobno zabija, a kto odważnie je uściśnie, w przyjaźni z niém żyć może.
— A! ba! ba! chcesz widzę drugiéj strony medalu; będziesz ją miał, zawołał Iglicki. Chodzi ci o duchową część, jak ją dzisiaj nazywacie. Posłuchaj! Ze stu tysięcy ludzi, dla których pisać będziesz, dziewięćdziesiąt dziewięć podobno czytać cię nie zechce; pozostaje tysiąc czytelników, z których najmniéj dziewięćset takich z pozwoleniem kpów, że gdybyś każdego wziął z osobna, a przypatrzył mu się, plunąłbyś i nie dotknął pióra... Tandem wyrachujemy się i ze stu pozostałych. Z tych połowa będzie innéj szkoły i smaku nie waszecinego, na bok z nimi; połowa połowy nie podoba sobie co piszesz; reszta nie zrozumie cię; a jeżeli wypadkiem jeden przytuli do serca...
— Professorze! i to dosyć!
— A! dosyć, nie ma co mówić! nie wiele wymagasz! Słuchaj-no daléj, co ci pozostaje. Jedni przeczytają i nie pojmą; drudzy przeczytają, przez pół zrozumieją i wykrzywią się; inni upatrzą, żeś ich czémś osobiście ukłół, bo genus irratabile niekoniecznie sami poeci, gorzéj daleko osły, z którymi mieć będziesz do czynienia. Cóż dopiero, gdy przyjdzie rozpierać się z krytyką! ha! ha! tu dopiero złupią waści! Krytyki piszą współzawodnicy twoi, „ludzie pióra,“ żółciowi, śledzien-