Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

253
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

powołaniem, i najmniejsze słówko jest słowem, i jedna iskierka ducha jest duchem, a kto ją zje w chlebie lub zagasi ze strachu... przeklęty!
— Waryat nieuleczony! zakończył Iglicki spuszczając głowę.

Ciemno wszędzie, głupio wszędzie,
Nic nie było, nic nie będzie.


Po chwili milczenia stary podniósł głowę, pokazał w uśmiechu dwa rzędy obnażonych dziąseł, a widząc, że Szarski stoi niewzruszony i nietknięty jeszcze jego filipiką, rozpoczął na nowo:
— Kiedy cię już tak świerzbią palce, że pisać chcesz koniecznie i laury zdobywać, posłuchajże mojéj rady. Poezya nic potém, zostań sobie uczonym. Nie mówię o prawdziwie uczonym, bo tych mało na świecie, ale tuzinkowym może każdy kto chce. Jest na to pewna i niezawodna recepta. Najprzód obierasz sobie specyalny przedmiot jeden i poczynasz się z nim obeznawać. Tu żebyś był najograniczeńszy, po jakim roku trochę więcéj go się nauczysz i zbadasz od innych, co go tylko musnęli. Będziesz już mógł wystąpić. Występ pierwszy zależy zawsze na zjadłéj, nielitościwéj krytyce tych, co cię poprzedzili. Naturalnie, świat rozumując logicznie, dochodzi do wniosku, że ten, co na swych poprzednikach psy wiesza, więcéj coś od nich wiedzieć i umieć musi. Można z restrykcyą pogłaskać takich, co zawadzić nie potrafią, ale reguła ogólna, formuła jedyna: — co poprzedziło, w kąt! Stajesz tedy od razu na wyżynie, nikogo nie uznając nad sobą,