Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

256
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

szą surowość względem drugich... masz całe uzbrojenie. Ludzie zawsze skłonni są, uwierzyć tym, co o sobie dobrze trzymają. Dixi! skończył professor i wstał chwiejąc się z miejsca.
— Czas do domu!


Tą mową i wielu jéj podobnemi, wejrzeniem na świat niewesołém, ani się zrażał, ani przestraszał Stanisław. Wiedział on, przeczuwał, że nieunikniony los ludzi orzących piórem i jego spotkać musi; ale wierząc w konieczność téj doli, nie próbował się jéj uchylić, zbroił się, by wytrzymać. Są czasem takie przekonania niecofnionych przeznaczeń, których nawet spodziewane męczarnie zachwiać nie mogą.
Szarski obojętnie spoglądał na oczekujące go cierpienia, pracował, i drugi już rękopism swój, zawierający znowu niestety! poemat (tylko) z ludowych podań, przygotował do druku. Dał go czytać najprzód Szczerbie, potém ośmielony zaniósł professorowi Hipolitowi, a że w téj chwili professor był jakoś lepiéj z jednym z wydawców ksiąg, mającym jeszcze nierozwiniętą, ale już wykluwającą się chętkę do nakładu na książki polskie, bez wiedzy nawet Szarskiego zaniósł go temu panu.
Księgarz ten miał zdolność instynktową do swego rzemiosła (grzeczniéj mówiąc handlu płodami ducha ludzkiego), ale sam nie znał się na niczém, i dla niego, jak sam powiadał, jedynym termometrem dobroci dzieła była liczba sprzedanych egzemplarzy... Obejrzał więc rękopism, pokiwał głową na podania ludowe