Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.

271
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

— Będę za parę godzin — rzekł — a teraz choć tamtych uspokoję... Krople laurowe, krople laurowe... i niech mi nie wstaje!
Wtém odwracając się, zdziwiony postrzegł Sarę w bieli stojącą na progu, z oczyma utkwionemi w Stanisława, który pobladł jak ściana.
— Ale nic mi nie jest! odezwała się Sara do lekarza: mogę wstać! widzi pan! wstałam! jestem zdrowa...
— O! tego ja nie lubię, kiedy mnie kto nie słucha, oburzył się Brant, szybko postępując ku niéj. Do łóżka mościa panno! Co to jest! do łóżka...
Mówił już do istoty, która go słyszeć nie mogła. Oparta o ścianę, z oczyma zwróconemi na Szarskiego, biedna dziecina, śmiejąc się jeszcze usty, wpadła w stan kataleptyczny i skołowaciała w progu z uśmiechem boleści i łzą na powiece.
Przeraźliwe krzyki słyszeć się dały w domu, a Szarski zwyciężony uczuciami, których doznał, pochylił się omdlały i upadł na ziemię.


Gdy po długim gorączkowym śnie jakimś, w którym zmieszały się wszystkie przeszłego życia widziadła, otworzył oczy Szarski, długo nie mógł schwycić ciągu przerwanego pasma boleści i uczuć, nie mógł przypomnieć co się z nim działo. Czuł tylko ciężar wielki na sercu i niepokój w duszy. Oczy jego z otaczających przedmiotów pragnęły przyjść do poznania miejsca, w którém się znajdował; usiłował obrachować, jak długi czas trwało dziwne uśpienie i marze-