nie gorączkowe — ale się nie mógł pokierować w domysłach niczém. Widział się bowiem nie w izdebce na strychu, o któréj śnił, nie w pokoiku na Łotoczku przy chorym Karolku, gdzie był być powinien, nie w Krasnobrodzie u nóg ojca, ale znowu na Trockiéj ulicy u pana Horyłki, na łóżku poczciwego Szczerby, którego twarz wkrótce się ukazała z za parawana.
— Pawle, zawołał porywając się konwulsyjnie: gdzie ja jestem? co to jest? dla czegom tutaj? mów!
— Cicho! cicho, a powoli, odparł Szczerba z widoczną radością w oku: wszystko bardzo proste i naturalne. Byłeś osłabiony, znużony, wycieńczony pracą... a może i czémś więcéj jeszcze; rozchorowałeś się więc niespodzianie; a że na Łotoczek nie chciałem cię odwozić, bo tam i tak ma już Dormundowa jednego chorego, wziąłem cię do siebie... Szczęśliwie przeszło przesilenie choroby, będziesz rychło zdrów i po wszystkiém.
Zaszeleściało coś u drzwi, i poczciwy stary Brant bez powitania stanął, spoglądając na Szarskiego.
— No, widzisz, rzekł do Szczerby: jak mówiłem, tak się stało... Natura w młodym silna, kryzys przyszła i przeszła szczęśliwie, będzie zdrów... A teraz tylko proszę mi się z łóżka nie zrywać przed czasem.
— A Karolek? spytał żywo Szarski.
— No! no! zdrowszy, rzekł doktor ruszając ramionami.
Stanisław może chciał jeszcze spytać o kogoś więcéj, ale mu słowo na ustach zamarło; spojrzał na doktora, który go zrozumiał, bo głową jakoś kiwał... zawstydził się, i oczy spuściwszy, odwrócił się do ściany.
— Wszyscy zdrowi, rzekł z przyciskiem Brant, zażywając głośno tabakę, — i waćpan będziesz mi zdrów
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.
272
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.