Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.

284
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Silentium! stuknął o stół Bazylewicz.
— Cicho! powtórzyli drudzy.
— Panowie, odezwał się professor ze łzami w oczach: żal nam was żegnać, choć wesoło wam odlecieć! Pijecie zdrowie nasze, przyjmujemy je. Ale nie dosyć szanować w nas przewodników: cześć istotną wyrządzicie nam, wyprzedzając tych, którzy zostać muszą na drodze, wlokąc się po niéj o kiju! Z jednéj strony szacunek i cześć tradycyi, pracy poprzedników; z drugiéj niech was zapala żądza więcéj coś zrobić niż oni, wyszukać drogi nowe, odkryć z kolei choć cząsteczkę prawdy, wdrapać się wyżéj na stromą skałę wiedzy ludzkiéj! A zatém, za zdrowie odpowiadamy życzeniem, byście nas przeszli, byśmy się wam kiedyś dziwić i poklasnąć wam musieli. Kto stanie na téj drodze, ten się cofnął, kto spoczął, ten jak ów na Mont-Blanc’u podróżny, zechce usnąć i zamrze na wieki! Do góry! do góry, żywo! nie żałując nóg, mości panowie!
— I jeszcze jedno! przerwał nauczyciel drugi: ja mówię w imię serca, gdy kolega mówił w imie nauki. Starzejcie się rozumem, dojrzewajcie wyobraźnią, wyrabiajcie wolę silną, ale bądźcie sercem młodzi na wieki wieków, amen!
— Amen! krzyknęli wszyscy wielkiem echem.
— Młodzi bądźcie, dodał nauczyciel: szlachetnością uczucia, niepamięcią na siebie, gotowością do ofiary i miłością ludzi!
— Amen! amen! powtórzyli uczniowie z zapałem.
— Zdrowie! zdrowie! I poszły toasty szeregiem, a w miarę jak wino rozpowijało myśli i wzmagało serc bicie, zapalały się oczy, rozwiązywały usta, szmer, gwar, krzyk, śmiechy i tłumna rozmowa zawrzała.