ba: bo samego cię nie puszczę... Zdam ci się, chora duszo poety.
Skinął na woźnicę, cofnęła się nieznacznie z szeregu dorożka, i cicho posunęli się na Łotoczek. Szarski nie przemówił słowa, ścisnął tylko rękę przyjaciela, i oddalając się od towarzyszów, szepnął ledwie dosłyszanym głosem:
— O! przeczułem czarne widmo przyszłości!
Dziwnie w ich uszach tętniących jeszcze wrzawą, którą opuścili nagle, wydała się odludniejsza, milcząca część miasta, w którą się zapuszczali. Tu życie szło cichym, powszednim trybem swoim... wlokło się raczéj leniwo i tęskno. Latarnie płonęły ciemno, postacie przechodzące suwały się powoli, wiatr nawet jakiś smętny znalazł się na samotnym Łotoczku.
U bramy zatrzymali się i weszli pieszo. Fórtka była otwarta; tknęło to Szarskiego jakoś. Nikogo w ganku, drzwi wszystkie na roścież... w izdebkach cisza grobowa. Na palcach wsunęli się do pokoiku Stanisława, sądząc, że Karolek usnął... ale tu widok straszliwy uderzył ich oczy.
Na łóżku jeszcze obrzuconém książkami, nótami zabawkami chłopięcia, leżał Karol niby uśpiony, ale z twarzą żółtą, woskową pokrytą bladością.
Sen ten był uż snem śmierci. Snadź nagle, niespodzianie jak spoczynek przyszedł zgon, zamykając mu oczy łagodnie. Jedną ręką wsparty był jeszcze na dłoni, druga wyciągniona leżała na pościeli. W pokoiku nic nie tknięto, nie poruszono.
Tylko na podłodze, u łóżka, martwa na poły, skostniała, bez łzy w oku, z zaciętemi ustami, z załamanemi rękoma... leżała matka nieszczęśliwa... W téj drgała jeszcze resztka życia, ale go i tam niewiele
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/297
Ta strona została uwierzytelniona.
291
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.