Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

24
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

niem, poglądając w blaski wieczorne na niebie i szarą usypiającą ziemię; a bijeż ci serce do codziennych piękności świata, które powszednich nie uderzają ludzi?
— A, panie professorze, gorąco odparł Szarski: nieraz aż mi tego wstyd, aż się ze mnie śmieją.
— Niechże się śmieją, to najlepszy znak! równie porywczo przerwał stary, klepiąc Stasia po ramieniu. Daj się im śmiać i wyśmiewać: oni cię sami o tém nie wiedząc, uczą cierpliwości, któréj każdemu na świecie wiele, a w życiu pracy naszéj ogromnie, ogromnie potrzeba! Z kogo się śmieją nie dla tego, że głupi, ale dla tego, że inny od tłumu lub widzi to wszędzie czego nie dopatrzą drudzy... ten ma przyszłość przed sobą.
Gdy to mówił, wychodzili już coraz śpieszniejszym krokiem z alei i zbliżali się do wielkiego gmachu szkolnego, w którego skrzydle professor skromne miał mieszkanie. Spojrzenie na te mury, podobne trochę do czystego, białego więzienia, wyrwało westchnienie z piersi starego: pomyślał coś, zawahał się, i obracając się do Szarskiego, rzekł nieśmiało:
— Chodź-no... zajdź do mnie, dam ci książek... jak przeczytasz, odniesiesz mi je, i weźmiesz inne. Nie opuszczaj nauki szkolnéj dla czytania, ale ci czytać potrzeba, jeśli doprawdy myślisz pójść tą drogą.
— O! pragnę tego panie professorze... ale — dodał nieśmiało uczeń — gdybym jeszcze mógł spytać, czy bardzo złe było ćwiczenie moje?
Ostatnie słowa wymówił spuszczając oczy i bardzo po cichu, a professor dobrodusznie się na nie uśmiechnął.
Genus irritabile vatum! szepnął do siebie. Juściż nie było to złe bardzo kiedy mnie uderzyło, kiedym się zajął tobą... ale nie myśl znowu, żebyś w wiośnie