Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

25
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

zobaczył niewprawném okiem to, czego przed tobą nie widzieli drudzy. Udało ci się schwytać kilka dźwięków szczęśliwych, kilka form dowodzących, że masz przeczucie piękności; ale myśl twoja nie wyleciała wyżéj, bo jeszcze skrzydeł jéj braknie.
— Skrzydeł Ikara może, odważył się szepnąć Szarski.
— Choćby takiem i podlecieć warto, dziecko moje... Lepiéj to, niżeli pełzać po ziemi. Sąż inne dla ludzi? Szczęśliwy jeszcze, kto się choć na chwilę zbliżył ku słońcu, a potém wpadł w morze... w morze zapomnienia... Zapomnienia! powtórzył nauczyciel niespokojnieA tak! o wilku mowa zaprawdę, i ja bo się porządnie zapomniałem, a tu noc! Chodźmy prędzéj, chodźmy, panie Stanisławie.
Stali już przed wielką budową gimnazyalną, professor ruszył żywo, potknął się razy kilka dla krótkiego wzroku, płaszcz mu spadał z ramion nieustannie, nareszcie weszli przez dwa czy trzy wschodki wiodące do szczupłego mieszkania, które literat zajmował z żoną i dziećmi, w sień i do pokojów. Ciaśniutko tu było i duszno... i nie dziw, że na widok izdebek, w których dzieci płakały, jejmość się zakłopotana krzątała, a dwóch młodszych professorów rozprawiało na kanapie, trochę się starając przypodobać pięknéj pani przygotowującéj herbatę... Stary nauczyciel zasępił czoło. Wszedł bardzo po cichutku, nieśmiało, jakby oczekiwał niechybnéj bury, która go spotkać miała, i przerwawszy zaledwo gderanie żony zastępującéj mu drogę, słówkiem bojaźliwém i pokorném, przed uczniem onieśmielonym do reszty, na lewo drzwi do gabineciku swego otworzył. Sam znalazł sobie świecę i siarniczkę, ognia powoli zrobił, a gdy pokoik rozświecił się blaskiem łojówki, Szarski po-