strzegł biblioteczkę całą zastawioną, mnóztwem literackich gratów, że w niéj z trudnością dwom się było można obrócić. Professor milczący począł okiem i myślą chodzić po półkach od jednéj do drugiéj, szukać, mruczeć coś pod nosem... złożył wreszcie pakiecik spory i oddał go oczekującemu.
— Naści, na... to wybór dobry... a czytaj z uwagą, a ucz się smakować, nie połykaj po żarłocku. Myśl, kształć się, i niech cię Bóg dziecię moje błogosławi.
Wtém professorowa wpadła do izdebki, ciekawie poglądając na męża i ucznia.
— Gdzieżeś to ty był? spytała żywo. A tu dyrektor przysyłał po ciebie... i...
— Zaraz, zaraz, rzekł zafrasowany stary; w ten moment moja duszko...
— I pieniędzy mi potrzeba, z wymówką poczęła żona. Szarski chwycił książki, pokłonił się, ucałował rękę jejmości, i znikł uciekając uszczęśliwiony, a pędził do domu jakby mu już istotnie na barkach skrzydła wyrosły.
Tych kilka książek, które niósł z sobą, a więcéj jeszcze słowa poczciwego nauczyciela, wstrzęsły młodym umysłem, i nieostrożnie może, ale nieodwołalnie pchnęły go na drogę, z któréj już zejść nie mógł.
Poczynał marzyć, serce mu biło i przyszłość zarysowywała się przed nim tak jasno, tak wyraziście, jakby jedna chwila przybliżyła go ku niéj latami całemi.
Zaledwie Szarski ukazał się w ganku dworku, na którego baryerach siedzieli wszyscy uczniowie i sam nawet pan Jacenty na honorowém miejscu, bo przy ścianie, obskoczono go zapytaniami i wymówkami.
— Aha! a z nami na przechadzkę to nie łaska!
— Niby chory, a po nocy gdzieś lata!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
26
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.