wespół z nią wychowanie dzieci wedle staréj metody, która naprzód dogadzała oszczędności Litwina, potém miała tę zasługę w oczach jego, że była tradycyjną, prawieczną. Obchodzono się z niemi ostro, surowo, zimno, nigdy im nie odsłaniając serca, nigdy nie dogadzając w niczém, a nie myśląc, że te posłuszne lalki kiedyś w świat puszczone, przywykłszy opierać się na kimś zawsze, paść potém mogą bezsilne wśród drogi, gdy im zabraknie podpory.
Stanisław był najstarszym z rodzeństwa, i nierozwiniętemu jeszcze w czasie dzieciństwa swojego systematowi wychowania ojcowskiego winien był trochę więcéj swobody i niezupełne zabicie w nim własnego życia. Ale w miarę jak rósł, jak przychodzili na świat bracia i siostry, pomnażało się rodzeństwo i ojciec umacniał w powziętych ideach swoich, a matka słabła przed nim, coraz ciężéj jakoś poczęło mu być na świecie. Szczęściem przyszły szkoły, poleciał trochę za dwór krasnobrodzki i odetchnął; a choć ojciec surowość i dozorcom i nauczycielom zalecał względem dziecka, żadna wszakże niewoli domowéj wyrównać nie mogła.
To też ile razy przyszło pod dach rodzinny powracać, z radością, którą budziło przywiązanie ku niemu, mieszał się strach i niepokój nieopisany, bo dni spędzane u rodziców były dniami niewoli babilońskiéj. Ojciec, zaledwie wstąpił na próg, obejmował na chwilę przelaną innym władzę swoją, i miotał młodym chłopcem nielitościwie.
Dwie łzy puściły się z oczu Stanisława, gdy bryczka — którą powoził fornal, równie przestraszony jak panicz; — bo mu w drodze koń zakulał, — zastukotała na mostku ostatnim i wtoczyła się w dziedziniec.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.
33
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.