Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

34
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Jeszcze chwila... a trzeba było stanąć przed strasznym sędzią... Wózek się zastanowił, i nim Staś wyskoczył, aby powitać ojca, matkę, braci i siostry, już oko sędziego z ławki, na któréj siadywał, dozierając z daleka gospodarstwa, dostrzegło kulawego konia, i pan Szarski przybiegł cały rozogniony, z góry wpadając na fornala. Nie myślał już witać syna, który stał strwożony, nie mogąc ani przybliżyć się do ojca, ani przed ojcem uścisnąć matki i rodzeństwa — ale pochwycił parobka za ramię i grzmiącym głosem zakrzyknął:
— Co to jest? Abramek kuleje? Abramek kuleje?
— Ja nie winien, proszę jwpana... począł wyprostowując się fornal cały drżący z przestrachu. Musi się gdzieś podbił, bo nie był kuty, a ja już nogę opatrywałem... nie ma nic...
— Czyś ty go gdzie tylko na krętym zawrocie, albo prowadząc po swojemu do wody, nie spleczył, łajdaku? zawołał sędzia. Oj! będąż basy, będą basy, jeśli się to okaże!
To mówiąc, ujął Szarski Abramka za pęcinę silną dłonią, popatrzał w kopyto, które sam oczyścił, pokręcił głową, i dopiero nakiwawszy fornalowi pod nosem, podał synowi rękę do pocałowania, ale bez najmniejszéj oznaki czułości. Spojrzał na niego jakby szukał za co pogderać zaraz, odebrał listy nauczycieli i świadectwa, począł je czytać, a chłopiec po cichu poszedł ucałować rękę matki drżącéj i rzędem stojących sióstr i braci.
Sędzia rozpatrywał się w papierach, niczém nie okazując w twarzy, jakie na nim czyniły wrażenie; złożył je, obejrzał się, dostrzegł, że młodsi stoją w ganku, i donośnie zawołał: