Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

40
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

głosem Szarski. Mam tu ci coś powiedzieć... Słuchaj... co to jest?
I wskazał sekstern założony jeszcze sinym papierem na nieszczęsném westchnieniu do nieznajoméj kochanki... potężnym i coraz groźniejszym powtarzając głosem: „Co to jest? co to jest?“
Stanisław pobladł, zadrżał, zmieszał się.
— To są, ćwiczenia, odparł po cichu.
— Za takie ćwiczenia i nauczyciela i ucznia w istocie oćwiczyć warto, przerwał gwałtownie ojciec. Do czego waćpanu wiersze? do czego smarkaczowi kochanka? To o tém waść myślałeś w szkołach?...
Stanisław oczy spuścił, i serce tak mu w piersi bić przestało, jakby miał w miejscu umrzeć; ale nielitościwy ojciec, choć widział tę męczarnię, nie darował synowi ani jednego słowa wyrzutu, którego słuchali nadbiegająca matka, bracia i z za węgła niepoczciwy Falszewicz.
— Taka to wasza nauka! to u waści w głowie! Ale ja rychło boćkowskim batogiem wypędzę te ideały. Jeśli mi wasan dwa wiersze jeszcze napiszesz, klnę się, że za każdą syllabę po dziesięć nahajów wyliczę, a znasz mnie waćpan, że darmo nie straszę! Teraz precz, do stancyi, i ani mi się pokazuj na oczy.
Stanisław odszedł pół martwy; ledwie się wlokąc, dosunął do łóżka i upadł na nie, tłumiąc łzy, których się wstydził. Sędzia wrócił do dworu; braciom i siostrom zakazano widywać winowajcy, matka naturalnie ani się śmiała wstawić nawet za nim, a Falszewicz uśmiechając się sam do siebie, poszedł zaraz nasycać się upokorzeniem nienawistnego szóstoklassisty.
Zapalił sobie fajeczkę bakonu, która po kieliszku starki najlepiéj mu smakowała, i począł śpiewając,