wet, doznali losu wspólnego wielu innym rodzinom. Podupadłszy na fortunie przez nieopatrzną rozrzutność dwóch z kolei pokoleń, zmuszeni zostali blizko przez lat sto wegetować prawie w zapomnieniu i wyszedłszy z koła arystokracyi, nie wiedzieli, któremi drzwiami do niéj wrócić.
W ogólności, jak tylko przerwie się raz czémkolwiek tradycya państwa, jak tylko pokoleń kilka przywdzieje szaraczek szlachecki, a starać się przestanie o coraz świetniejsze związki, wnet i po wiekowych zasługach... Na nowo się trzeba dorabiać przyjęcia do ściśniętego grona, w którém wszystkie miejsca zajęte, które raz wyszłych z trudnością nazad przypuszcza. Choć więc już dziad pana Adama Szarskiego dorobiwszy się na dzierżawach znacznego majątku, zostawił synowi prawie magnacką fortunę, choć syn jéj jeszcze przyrobił, a wnuk pomnożył pracą i ożenieniem, choć pan Adam odebrał jak najstaranniejsze wychowanie i po francuzku lepiéj umiał niż po polsku, co jest już znamieniem i piętnem najarystokratyczniejszém, — przyjmowano go wprawdzie wszędzie, ale czuć było można w grzeczności, z jaką witano, że nie myślano dopuszczać go do poufałości zupełnéj, ani z sobą postawić na równi. Napróżno silił się na przyjęcia, dawał bale, naśladował wszystkie najmodniejsze głupstwa i wmawiał sobie najdziksze nałogi kursujące po świecie, do którego tak pragnął należeć — próżno sprowadził kucharza cudzoziemca, wybudował pałac, sprawił liberyę i ustanowił w swym domu ceremoniał wcale nie wiejski a dosyć śmieszny... panowie na to wszystko jeszcze kręcili nosem. Jedli, pili, ściskali, winszowali, pożyczali pieniędzy, przyjaźnili się nawet, ale zawsze
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.
42
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.