Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

54
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

uroczyste, tak poetycznemi odziane barwami, tak są nietrwałe i kruche? Dla czego dojrzały człowiek chowając je w duszy, śmieje się z nich sam i urąga im, nie umiejąc poszanować świętéj niewinności wyobrażeń pierwszéj doby? Kiedyż w nas więcéj jest uczucia, szlachetności zapału, miłości, poświęcenia i wiary we wszystko wielkie i piękne? wartże rozum i chłód późniejszy tych uniesień tak śmiesznych a tak wielkich swoją prostotą?
Niestety! jest to tylko chwila w życiu... tylko chwila, któréj przeczeniem cała reszta dni zastygłych, znudzonych i obrachowanych; dla szalonych tylko, co mieli szczęście postradać przytomność w téj epoce, przeciąga się ona po za zwykłe granice. A z pod siwego włosa, jak się to dziwnie wydaje ten rozkwit bujny, niepojęty, śmieszny a nieodżałowany! i któżby to nie dał skarbów lat późniejszych za zwrot jednéj godziny z tych dni uroczych, za jedno takie serca uderzenie, za jeden taki polot w niebiosa! Ale nic nie powraca! nic się nie powtarza! a czas żelazną ręką wiedzie nas na górę, na szczyt łysy, z którego strąca — w wieczność.
Nareszcie nadszedł smutny, uroczysty wieczór pożegnania, wieczór ostatni. Sędzia nie doczekawszy się syna, zniecierpliwiony przysłał po niego bryczkę, i kazał fornalowi powiedzieć, żeby się stawił nazajutrz raniuteńko do Krasnobrodu. Stasiowi rozdarło się serce, ale posłusznym być musiał.
Szczęściem wieczór był cudny, a panna Susse lubiła bardzo przechadzki; wywiodła więc Adelę, któréj towarzyszył naturalnie Stanisław, i ledwie się oddalili od domu, dwoje młodych znikło jéj z oczu, biegnąc naprzód, by swobodnie pomówić z sobą. Oboje łzy