Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

56
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Ręką przycisnął do serca zeschłą już niezapominajkę, fornal zaciął konie, i wielkie topole dziedzińca zakryły mu szczęście jego na zawsze.


Pożądliwém okiem napróżno Staś upatrywał miasta, za każdém rozstąpieniem się czarnych lasów, które je osłaniały przed niecierpliwym młodzieńcem. Wlokąc się drogą piaszczystą powoli, posyłał wejrzenie przed siebie, i spotykał tylko drzewa, tylko piaski i coraz gęściéj po nad gościńcem porozstawiane karczemki. Myśl jego to wyprzedzała konie, to się zwracała ku domowi i Mruczyńcom; trudno mu było przeszłość pogodzić z przyszłością, a gwałtem chciał je z sobą pobratać. W pośrodku każdego z marzeń młodzieńczych stawał surowy ojciec i twarda ręka odtrącała go z obranéj ścieżki. Ostatnich kilka tygodni goryczą napełniły serce jego; przeżył je w prześladowaniu za poezyę, w służbie nieznośnéj, w upokorzeniach wszelkiego rodzaju, a gdy nadszedł odjazd do Wilna, ojciec mu zapowiedział stanowczo, że jeśli sobie z głowy nie wybije literatury, piosnek i wszelkich głupstw tego rodzaju, wyprze się go i do domu nie przyjmie. Musiał się więc zapisać na medycynę... obiecując wszakże pracować w dwójnasób i literaturę choć ukradkiem uprawiać. Z bardzo szczupłym wyprawiony fundusikiem, a mnóztwem przepisów i zaleceń oszczędności, Stanisław ani przeczuwał z ilu mu przyjdzie, walczyć trudnościami w życiu, które rozpoczynał.
Od czegoż to niewyczerpane zapasy odwagi i za-