Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

60
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Paweł Szczerba i Michał Żryłło pierwsi się nastawili do przywitania, gdy nieznajomy wcale go od nich nawet nie oczekując, nie uchyliwszy czapki, dość dumnie ich sam zaczepił.
— Panowie koledzy, rzekł podnosząc głowę: pewnie jak ja do Wilna dążycie? a nie podwieźlibyście mnie czasem?
— Z całego serca! odezwał się pierwszy Stanisław: ja mam miejsce na bryczce.
— A jakżeś się tu dostał? spytał Szczerba.
— O! jak! ciekawiście? odparł uśmiechając się niemal zwycięzko nieznajomy. To dość długa historya. Koniec końców, żem się aż tu oparł... a że mi się tego kawałka drogi piechotą już iść nie chce, i do miasta tak wnijść samemu niemiło... przysiądę się do którego z was.
I nieproszony wszedł razem z nimi do stancyjki, rozsiadając się pierwszy na ławie.
To wmieszanie się nowego towarzysza trochę oziębiło przywitanie i rozmowę młodych ludzi; ale w ich wieku znajomość prędko się wiąże, a w pół godziny już byli jak dziesięcioletni przyjaciele.
Nieznajomy rozparłszy się na ławie, z miną zawsze zuchwałą i z wyższością, którą przybrał od razu, począł im rozpowiadać swoje dzieje, a nietylko się nie zdawał chcieć ukrywać przed nimi ubóztwa, które mu towarzyszyło w pielgrzymce przez ogromny kraju kawał, ale się niém wynosił i chlubił jak hydrą zwyciężoną.
— Idę — rzekł — aż z Podola... chociaż prawdę rzekłszy i jechałem trochę, ale i o kiju dobrą część drogi odbyłem... (Uśmiechnął się). Dziś już została mi tylko trzygroszówka w kieszeni i pierścionek, ostatni klejnot szlacheckiego domu, którego sprzedaż ma