Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

62
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— A ty Stanisławie, spytał Szczerba: na co myślisz chodzić? czemu się oddajesz?
— Medycynie! cicho i smutnie westchnął Szarski. A ty?
— Ale bo i ja na medycynę ruszam, zawołał Szczerba: więc witaj kolego... Bardzom temu rad, że na jednéj siądziemy ławie; ale nie pojmuję co to się stało: byłeś najpierwszym uczniem z literatury i języków, pisałeś wiersze i mowy lepiéj od nas wszystkich, a podobno i od professora... i myślisz, chodzić na medycynę!
— Taka jest wola rodziców, odpowiedział Stanisław.
Bazylewicz porwał się z ławy, z zapałem tak przesadzonym, że nie mógł być całkiem naturalny i trochę dla efektu niepodrobiony.
— Co ja słyszę! zakrzyknął. Cześć i poszanowanie rodzicom!... ale godziż się ich słuchać, gdy chodzi o losy żywota i o wykształcenie na jedynéj drodze, którą nam Ojciec-Stwórca wyznaczył! Bóg wlał w pierś twoją poezyę, byś był serc lekarzem, nie żebyś ją zamorzył w sobie na usłudze lada kpa, który niestrawności dostanie... Wyższa jest missya poety, i świętokradztwem jest ją poświęcać tak lekko.
— Tam do kata! szepnął Michał: jadł dobrze, ale peroruje jeszcze lepiéj... nabrał siły...
— Jam ubogi! odparł Staś czerwieniąc się cały...
— Jam podobno uboższy od ciebie, przerwał popędliwie gestykulując Bazylewicz: tyś przyjechał wozem, ja tu się przywlokłem o kiju, jak żebrak... ty masz grosz w kieszeni, ja tak jak nic... ty masz rodziców, co się z tobą chlebem dzielą, ja do moich ode-