zupełną swobodę wyboru, szczególnéj skłonności nie czuję do niczego. Ot... rozpatrzę się... powącham, a nie wiem jeszcze co mi do serca przypadnie.
— I pójdziesz za sercem! wydeklamował Bazylewicz: co chwalę i dank daję postanowieniu.
— Ago gratias! rzekł kłaniając się nizko Michał.
— No, koléj spowiedzi na Korczaka, przerwał Bolesław wesoło: a ty co myślisz najszanowniejszy z drągów?
— Patrz! zaśmiał się wyrosły i pod wąsem Korczak, przyjmując przezwisko bez gniewu: aż do uniwersytetu mnie tym drągiem prowadzić będziecie! Cożem ja winien, żem was przerósł i mam minę kapitana od dragonów?... A wiecie, że mam być przecię księdzem, i że wszyscy ile was jest, trochę poczekawszy, w rękę mnie całować musicie!
— Cha! cha! rozśmieli się chórem koledzy. Korczak proboszczem, kanonikiem, a może biskupem! Dalibóg to nie do wiary... on co jeszcze w piątéj klassie rozpoczął tak śliczny romans z towarzyszeniem gitary...
— Tak i wcześniéj od drugich go począwszy, prędzéj od innych go skończył, smutnie odpowiedział zagadniony. Bądź co bądź, czeka mnie suknia księża i na łysinie korona.
— A zatém jest nas tu — policzył Paweł Szczerba — dwóch doktorów, ksiądz, literat, prawnik i... decydujże się Żryłło, a prędko, żebym wiedział jak cię zadeterminować.
— Ciągniéjmy na węzełki, zawołał Bolesław, wyjmując chustkę: niech los rozstrzyga czém będzie.
— A dobrze! może mi to wybór ułatwi, śmiejąc
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.
64
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.