się rzekł Żryłło. Będę się już trzymał rozkazów jaśnie wielmożnego losu.
— Na! masz! ciągniéj i niech się twój los razem z tym węzłem gordyjskim rozwiąże! poważnie odezwał się Bolesław. Cztery rogi, każdy oznaczony inaczéj, reprezentują teologię, medycynę, prawo i literaturę... o filozofii mowy nie ma, bo pamiętam, żeś zawsze podpowiadania potrzebował, gdy przyszło dziewięć razy dziewięć.
Żryłło zbliżył się, zastanowił, postał i węzeł pociągnął szparko, ciekawie się w nim rozpatrując.
— No! a cóż to znaczy? zapytał.
— Postrzyżyny! i ty masz być księdzem! zaśmiał się Bolesław.
— Zapewne! rzekł Żryłło: co z tego to nic nie będzie.
— O dzieci! dzieci! przerwał ze swéj ławy Bazylewicz: szczęśliwiście, że z losem tak sobie żartować możecie...
— I z losem i z losu! okręcając się na pięcie powtórzył Żryłło. Ksiądz nie ksiądz... proponuję dalszą drogę, bo robi się ciemno, do Wilna po piasku jeszcze kawał, a bardzo wątpię, żeby na nasz wjazd illuminowano miasto... zatém manatki na plecy i do budy!
To mówiąc, wysypała się młodzież śpiewająca i wrzawliwa na ganek, ze stukotem pozbiegali na dół, a że Bazylewicza niebardzo kto miał ochotę zabierać, Stanisław wsadził go na swoją bryczkę, i tak pojechali daléj.