Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

68
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Hersz nadewszystko mu był potrzebny, choć jak pijawka go wysysał, ale bez niego kroku nie stąpił Horyłka. Któżby zajechał do brudnego domku na Trockiéj ulicy, gdyby usłużny Żydek nie stał we wrotach jak żywy szyld gospody i nie uganiał się łapiąc przejeżdżających, których mu fizyognomia wskazywała jako kandydatów dla domu?
Gdy nadeszła pora zjazdu akademików, Hersz i Horyłka nie mieli chwili spoczynku, nieustannie czatując na przybywających, a faktor nie dość że zachwalał i zapraszał, ale z gorliwości często chwytał za konie, czepiał się bryczek, i durzył młodzież, złote jéj obiecując góry.
Horyłka także ze swéj strony nie próżnował, wyskakując nieraz, o ile mu powaga jego dozwalała, aż do środka bruku, i nęcąc młodzież facyatą domu, która na ten cel sama tylko odnowiona została.
Dom na tę chwilę roku, dla niego stanowczą, przybrał był sukienkę schludną od strony ulicy, pomalowano nawet okiennice i część dziedzińca widoczniejszą wysypano żółtym piaskiem, galeryjka wreszcie u wchodu do traktyerni i bilardu olejno się zielonym kolorem okryła. Trzeba było słyszeć nieoszacowanego gadułę gospodarza, gdy w zapale rozpowiadał podróżnym o wygodzie i osobliwszych korzyściach swego hotelu!
— Panie dobrodzieju! panie dobrodzieju! co to za ulica! pierwsza w mieście, wsławiona męczeństwem Franciszkanów! Mój dom pierwszy na całéj ulicy, tego nikt zaprzeczyć nie może! wygodniejszego nie ma na całym świecie! Cichy, ciepły, czysty... porządek jak w klasztorze, bezpieczeństwo największe, od centrum niedaleko... kościół starożytny pod bokiem! Kuchnia u mnie, jaką się ani Malinowski, ani Nowiszewski