Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

76
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

izdebki, i zastali nadspodziewany tłum gości. Bazylewicz najlepsze między nimi w pośrodku zabrawszy krzesło, głośno i krzykliwie perorował; na kufrze ujrzeli Bolesława ze szklanką pożywającego nie wiem drugą czy trzecią porcyę, z rozjaśnioną twarzą; dokoła siedzieli, stali, zwijali się znajomi i nieznajomi.
W małéj próżni naprzeciw Bazylewicza, osobliwsza figura zajmowała stosunkowo wielką dla siebie przestrzeń, a z nacisku po kątach miarkować było można, że się dla niéj rozstąpili akademicy. Bohaterem tym, zwracającym uwagę wszystkich, był człowiek już niemłody, zwiędłéj i bladéj twarzy, w dziurawych i wykrzywionych bótach, w spodeńkach letnich jeszcze, choć już dobry jesienny chłodek dokuczał, w granatowym fraku z krótkim stanem a długiemi połami... Człowiek ten z dziwną miną pół obłąkanego, na wpół napiłego, z ruchem teatralnym deklamował coś, a jak się zdało, tańcem nawet sobie do mimiki i wyrażenia uczuć swoich pomagał, bo nogę jedną miał podniesioną, gdy weszli nowi spektatorowie.
Był to ów sławny Krysztalewicz, którego dziesiątki i berlinki akademickie żywiły, trochę może w istocie na umyśle obłąkany, zawsze prawie pijany i na zawołanie poeta. Miał on pełne kieszenie wierszy swoją ręką przepisanych, które ofiarował za kilka groszy, obowiązując się prócz tego dla szczodrobliwszych mecenasów poezye swe deklamować, wyśpiewywać i wytańcowywać.
Nie wiem jakiém sercem młodzież śmiać się mogła z upodlonego, spadłego w żebractwo i głupotę człowieka; ale te pewna, że Krysztalewicz winien był zajęciu, jakie obudzał, grosz, który go karmił. Mniéj