Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

78
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

nąć się nie było podobna, wysłuchali część pamiętników Krysztalewicza, a Staś przerażone oczy wlepił w tę postać obłąkaną, służącą za urągowisko kolegom.
— Na Boga, rzekł do Szczerby: to jakiś nieszczęśliwy... obłąkany człowiek!
— To tylko poeta! odparł Paweł z uśmiechem: poeta, który także może marzył w dniach młodości o szczytach Parnasu i wieńcach z rąk sióstr dziewięciu... który pił i upił się z kastalskiego źródła... a dziś chodzi z dziurawemi łokciami, w koszlawych bótach i żyje jałmużną, płacąc za nią swojém szaleństwem.
Stanisław uczuł w sercu boleść przeszywającą; oko jego spoczęło na nieszczęśliwym, ale w téj twarzy, któréj wyraz starł nałóg, zniszczonéj, strupiałéj, nie było nic już, coby nawet litość wzbudzać mogło... spodlenie tylko wywoływało ją może.
Bazylewicz, który w téj chwili ujrzał stojących u drzwi Stanisława i Pawła, wnet po swojemu rządzić się począł, robiąc miejsce znajomym i wołając dla nich głośno o kawę.
On tu już był jak domowy, i Fruzia, pierwszy garson, Natalka, najładniejsza z dziewcząt, a nawet sama gosposia, ukrywająca się w drugiéj ciupce przed natarczywą młodzieżą i niekiedy tylko ukazująca się w ważnych okolicznościach dla zrobienia porządku lub załatwienia sporu, znały go i poważały.
Michał Żryłło dowodził także gromadą, ale na inny sposób: Bazylewicz bowiem uzurpował władzę, nie pytając, jak się to komu zda? i chwytając za berło przemocą, a Michał wpływ swój cały winien był miłości towarzyszów.
— Jak ci się to zda? począł Bazylewicz, obracając się do Stasia: alboż nie wyśmienity nasz Krysztalewicz!