Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

86
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

szelma, z pozwoleniem, zrujnowała, kompletnie zrujnowała. Zresztą ja muszę w kaźdéj operacyi zarobić... więc i tu... pieniędzy nie dam, ale jakiś czas karmić mogę...
Tegoż wieczoru zaskoczony Stanisław, ugodziwszy się o zmianę mieszkania na jadło, opuścił izdebkę, w któréj od wyjścia Bazylewicza sam był i spokojny żył z myślami swemi, wynosząc się na łaskę współuczniów do dwóch obszernych pokojów, które oni w kilku zajmowali. Było to pierwsze upokorzenie i pierwszy krok do nowego życia.


Czas biegł żywo, Stanisław pracował teraz we dwoje, widząc, że na pracy własnéj całe oprzeć musiał życie. Otoczyli go nowi towarzysze, wcale różni od tych, z którymi uczęszczał na medycynę, każdy bowiem oddział miał sobie właściwą fizyognomię. Medycy, po większéj części chłopcy ubodzy a pracowici, garnęli się do swéj nauki z zapałem, raźnie jakoś i ochoczo, smutne swe studya usiłując rozweselać humorem, nieustannie podtrzymywanym skupianiem się w gronka dla nauki i dodania sobie ducha. Pomiędzy nimi, począwszy od najznakomitszych intelligencyj do najpłytszych umysłów, szereg zdolności był niezmiernie rozmaity, wychowanie też, obyczaje, usposobienia najróżniejsze. Szyderstwo chłodne i niewiara szeroko tu panowały, choć były i wyjątki; ogół wszakże składał się z materyalistów. Gdyby nie młode uczucia szlachetne, których wygasić nie mógł sceptycyzm zaraźliwy, kupka ta byłaby straszną, tak zimno już uczyła się patrzeć na świat, ciągle do czynienia