zbierający się na gorączkową odwagę, a przez resztę czasu dający się zacierać wszystkim kto chciał. Bazylewicz, który mniéj od niego i mógł i umiał, ale z tego co posiadał, doskonale potrafił korzystać i popisywać się zręcznie — brał górę nad Stanisławem i nad wielu innymi, a z tymi, których pożyć nie mógł, tak śmiało występował do walki, tak z nich szydzić umiał, tak się im urągał, tak mało dbał o nich, że w końcu przy nim zostawała wygrana.
Wszyscy współuczniowie Szarskiego już w chwilach wolnych roili o autorstwie, próbowali sił swoich i rzucali się do tworzenia.
Bazylewicz chwycił się świeżéj naówczas formy Sonetów, tłómaczył Petrarkę, tworzył piosnki, i tak je deklamował, że wszelką rozbrajał krytykę, bo słysząc go śmiać się było potrzeba do rozpuku, a sądzić niepodobna.
Stanisław, ni mniéj ni więcéj, począł razem tragedyę, poemat, romans i historyę... Myśl jego płodna wolała tworzyć wielkie pomysły (które jednym rzutem oka w duszy oglądał w całém świetle, jakiego nigdy podobno dostąpić nie miały), niżeli je powoli i mozolnie dokonywać. Omylony tém, że widział piękném, a raczéj jak piękném byćby mogło to, co obmyślał w chwili zapału, Stanisław porywał się do dzieła, i na pierwszéj karcie niewprawną skreślonéj ręką, blade znajdując tylko odbicie świetnego obrazu, opuszczał dłonie bezsilne.
Brał się do czego innego, i z inném było toż samo. Nie wiedział jeszcze, że sam zapał nawet, kiedy unosi nad ziemię, nad chłodne strefy pracy, jest niemal przeszkodą dla poety artysty, który mozolnie od-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.
89
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.