Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

91
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

bija drugą. Kazałbym im jak cesarzowi chińskiemu schować się za zasłonę, i nigdy nie pokazywać inaczéj, tylko w wielkich chyba uroczystościach; lub jak Sybillom rzucić księgi ludowi, a samym zniknąć. Żaden z tych olbrzymów nie może być ani całe życie sobie równym, ani ciągle poetą; ztąd męki dla niego i zdumienie ludzi. Śpiew nawet, który z ust ich nie ich wiedzą i wolą wychodzi, co lat kilka jest inny i barwę odmienia... słabnie... zwraca się w różnych kierunkach, ucicha. Poeta w końcu jak lampa, w któréj się oléj wypalił, pozostaje zimném naczyniem... Szczęśliwi, których pieśń młodzieńcza była śpiewem łabędzim. Niejeden z noszonych na ręku, który miał w piersi jedno tylko słowo do wypowiedzenia światu, nie umiejąc umrzeć w porę, to jedno słowo powtarza, gdy już dziesiąte po nim inne wygłosiły usta...
W drugim rzędzie stoją poeci jeszcze, ale to już nie olbrzymy owe, choć w nich płonie iskierka czegoś, myśl jakaś drobna, dar jakiś maluczki. Czasem w ich żywocie jest chwila, że głosem wieszczów śpiewają, i omamiony tłum poklaskuje im jak wieszczom; ale resztę życia bawią się złapanym oklaskiem, nie mogąc nań drugi raz zasłużyć. Kiedy w nich młoda iskierka zagaśnie, a popioły wytleją i zastygną, ludzie ci nie padają martwo jak wieszcze olbrzymy u ołtarza, żyją zręcznością i sprytem. Jak płazy, których rozcięte członki ruszają się długo nim skostnieją, oni tez nieżywi udają życie. Nauczyli się, z obserwacyi drugich i siebie, którędy chodzi uczucie, jak wygląda i jakim mówi głosem; udają więc wybornie czego już w nich nie ma, i zwodzą tych, co nie mają instynktu piękna, przez małpiarstwo tylko wznosząc ku niemu oczy. Są to poeci klassy niepoetycznéj ludu, dla któ-