Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

102
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

ledwie raz widziani ludzie, że Szarski nie mógł się téj zmianie usposobienia powszechnego wydziwić.
— Widzisz — rzekł Hipolit, który serdecznie radował się powodzeniu przyjaciela, — nie zawsze krytyka najzłośliwsza trafia do celu. Ci, których najwięcéj prześladują, najwyżéj z łaski jéj idą. Imię się rozgłasza, walka literacka je roznosi, i powoli to, co miało sławie zaszkodzić, daje sławę. To pewna, że Iglicki i Bazylewicz o kilka stopni wyżéj niż byłeś na ramionach cię swoich podnieśli, do czego przyznać się wstydzą, choć i ich to w oczy kole. Zabójcza taktyka milczenia daleko jest szkodliwsza i rozumniejsza... ale jéj tylko wytrawni używają nieprzyjaciele. Umieć milczeć i nie widzieć, gdy co w oczy skacze, jest zawsze niepoślednią sztuką.
Szarski pobiegł do księgarza, który... o cudo! prosił go nawet siedzieć i potraktował hawańskiém cygarem. Nie było już mowy o tłómaczeniu.
— Pan dałeś dowód takiego talentu w nowém swojém wystąpieniu — rzekł spekulant, — że literatura ma prawo po panu wymagać oryginalnego dzieła. Niechże ja to dziecię do chrztu trzymam... A nie masz pan czego gotowego?
— Coś jednego tylko, w nieokreślonym rodzaju, fantazye, jakieś obrazy, coś nakształt powieści, niby romansu ułomki... ale prozą.
— A na miły Bóg, dawajże mi to pan! zawołał ściskając go księgarz, dawaj, natychmiast drukuję.
— Ale muszę wykończyć, poprawić...
— Pan popsujesz tylko! Rzeczy takie tracą na opiłowywaniu, trzeba je zostawić jak były stworzone... kończenie i przekończenie to robota klassyków... Kie-