Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

106
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

W domach, w których bywał, nic do niego głębiéj nie przemawiało; śmiały się usta, iskrzyły oczy, wyciągały dłonie, ale z nich nie dobywało się nic istotnie sympatycznego; ludzie zimni nie dają się pokochać gorąco. Ze starych przyjaciół jeden mu pozostał Hipolit...
Tęskno było Szarskiemu, ale i tęsknica sieje poezyę w duszy; błogosławić ją był powinien, choć nie raz oblewał łzami. Któż nie cierpiąc był poetą? i komu za piastunkę nie służyły boleści? Szczęście usypia tylko...
Tajemnica, okrywająca dla niego los Sary, któréj rozwiązać nie mógł czy nie chciał, jedna jeszcze jakimś węzłem łączyła go ze straconą przeszłością. Nic łatwiejszego może nie było nad spytanie o nią; ale Staś tak się obawiał znaleźć swój ideał splugawionym, spospolitowanym, uwiędłym, że wolał nosić go w duszy, jakim mu pozostał. Wiedział już smutném doświadczeniem, że piękne kwiaty wiosny przerastają w dziki chwast i burzany, w których potém ich nie poznać. A tak smutno! tak smutno patrzeć na tę metamorfozę!
Serce młode musi czémś żyć przecię, nie może pozostać próżnem: potrzeba mu albo wspomnień przeszłości, albo nadziei, albo marzenia i gorących uczuć, któreby niém miotały codzień, w nowe rzucając otchłanie, codzień na nowe unosząc wyżyny.
Dla Szarskiego tém życiem była uboga jego przeszłość, i choć dni spędzone na strychu w żydowskim domu ciężkiemi opłacił prywacyami i nędzą, miło mu było przywodzić je na pamięć, z obrazem pięknéj Sary. Jéj wejrzenie goniło za nim ciągle, a wzrok, któ-