ci co zechcesz... Żyd skąpy, mówicie... dam pół tego, co mam — dam do ostatniego grosza...
Stanisław nie wiedział już co odpowiedzieć. Byłby się może zdradził, ale wybladła twarz Sary stanęła mu przed oczyma i litość ścisnęła za serce.
— Szalejesz waćpan, rzekł głośno; a jeśli straciłeś córkę, nie dziwię się boleści i przebaczam obelgi... Cóż chcesz, bym na to poradził? ja nic nie wiem!
Dawidowi oczy błysły, poskoczył do stolika, chwycił z niego mały krucyfiks drewniany, który Szarski miał od matki, i przynosząc go do łóżka, zakrzyknął:
— Przysiąźże mi, zbójco, na twego Boga, żeś nie winien?
I była chwila długiego, strasznego milczenia; a Szarski śmiertelnym oblany potem, schwycił się z łóżka, wołając o ratunek głosem potężnym, który się rozległ po całym domu. Dawid rzucił krucyfiks i znikł we drzwiach.
Tuż za nim Horyłka, Hersz, chłopiec, słudzy wpadli do pokoju, wołając wszyscy: — Co się stało? — dopytując o przyczynę krzyku. Ale Szarski nie mogąc wymówić słowa, wskazał im tylko leżący krucyfiks.
W téj chwili doktor Brant, niespokojny o Szarskiego, którego
dwa dni nie widział, wtoczył się także zdumiony tą wrzawą do pokoju...
Przyjście jego wybawiło może nieszczęśliwego od napaści jeszcze niebezpieczniejszéj i rozdrażnienia, które mogło doprowadzić do szaleństwa. Jak ku zbawcy swemu rzucił się ku niemu Stanisław wzru-