Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

134
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

słyszę talent niczego; dodaj tam coś, okrzesz, a bardzo proszę, żeby to między nami dwoma zostało... rozumie pan?
— Wprzódy przejrzeć muszę...
— Jutro tedy będę, kładnąc czapkę na głowę, dodał autor dramatu.
Po wyjściu tego oryginała, Szarski wziął do ręki papiery; ale od pierwszego wiersza przekonał się, że czytać było rzeczą próżną: nie było w rękopiśmie ani sensu, ani nawet ortografii, a cóż dopiero mówić o talencie. Kilkanaście tysięcy słów zrzuconych chaotycznie na kupę, szamotało się, nie wiedząc czego chciały; a w téj dziwnéj rapsodyi odezwały się i tłómaczenia, i pożyczanki, i naśladowania niezgrabne, i najwyraźniejsze kradzieże... Dramat był doskonały... do wyrzucenia za okno na śmiecie.
Ruszył ramionami Szarski, ale tegoż dnia ostatni grosz zapłacił za lekarstwa i pomyślawszy o doskwierającém jutrze, przerażony niém, pobiegł do bibliopoli, chcąc coś od niego na przyszłą jaką robotę utargować. Księgarz znowu go przyjął zimno.
— Pan się zaawanturowałeś, rzekł ruszając ramionami, kompromitujesz i siebie, i dzieła swoje; boję się o ich rozprzedaż. Dziwy o panu mówią... Nie mogę nic nowego przedsiębrać, kassa moja pusta, prassy zajęte.
Stanisław nie umiał prosić ani nalegać; poszedł ze łzami w oczach: trzeba było dramat przerabiać!!
Nazajutrz dramaturg ów jasno-blond zjawił się w progu o naznaczonéj godzinie.
— A co? zapytał: przejrzałeś pan?
— Przejrzałem, rzekł nieśmiało Szarski.
— No, i cóż powiadasz?