Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

139
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

kawałków. Chował sobie do skarbonki myśli i uwagi; potém dobył je, znizał, pokleił, przypasował, i artykuł był gotów
A że Bazylewicz więcéj był usposobiony do deklamacyi niż do szyderstwa, zrobił artykuł godny uwagi dla ogółu, obrachowany na effekt, i miły każdemu, bo w nim każdy coś swojego znalazł.
Rapsodya ta poczynała się od jakiéjś mglistéj teoryi literackiéj, od ogólników, od narzekań, od filipki, a daléj tnąc nielitościwie i poczciwéj nie zostawując nitki, kończyła się potępieniem... To tylko z wielkiéj swéj łaski raczył dodać Arystarchus, że jeżeli młodzieniec się poprawi, uzna swe błędy i wyprze się indywidualności, będzie mógł z czasem i pracą nosić tekę za drugimi. Artykuł był lichy w rzeczy, ale nic łatwiejszego niż zatumanić publikę: byle trochę wprawy, obejdzie się bez rozumu, może się nawet ściśle biorąc, obejść i bez sensu, dość pozorów obojga. Zwrócił więc uwagę i zrobił niejakie wrażenie, gdy dostąpił honorów druku.
Tymczasem książka w świat poszła; powoli odzywały się o niéj głosy różne, w coraz większéj liczbie, w ogólności nieprzyjazne.
Któż kiedy sympatycznym wyrazem podeprze młodego, który występuje obcy wszystkim i bezbronny? Tacy ludzie służą pospolicie za łatwą pastwę głodnéj rzeszy, a im dzieło jest oryginalniejsze, im myśl w niém żywotniéj dysze, tém szersze dla krytyki pole. Trudno ująć nicość, łatwo pochwycić twór żywy.
I tu się tak stało właśnie. Każdy ułamek książki mógł być przedmiotem osobnéj rozprawy: w jednym za nadto dziwaczny panował ideał; w drugim rzeczywistość była zbyt krzyczącemi narysowana barwami;