wało, gdzieindziéj niż w kraju, do którego obyczajów przywykli, żyć niemogących — nie odkryto miejsca pobytu. Porwanie Sary, utajenie jéj, tak było spełnione zręcznie, tak ułożone za wczasu, że po nich żadnéj naprowadzającéj na poszlaki skazówki odkryć nie było podobna. Stanisław jeździł, posyłał, opłacał, Żydzi go mamili, oszukiwali, odzierali, a ostatecznie pokazywało się zawsze, że nic nie znaleziono, że nikt nic się nie dowiedział, a raczéj że gmina izraelska zdradzić współwyznawcy nie mogła. Doktor Brant pomagał serdecznie młodemu przyjacielowi, ale i on nie mógł nic zrobić, i Szarski w końcu z rozpaczą załamawszy ręce, musiał powiedziéć w sercu swém, że stracił na wieki jedyną istotę, która go kochała. A że w życiu jednego człowieka nie ma dwóch takich gwiazd, dwóch takich słońc jasnych — patrzał na przyszłość bezsilny i zobojętniały.
Rodzice, oprócz tego znaku życia, jaki mu dali przez pana Adama, nie odezwali się do niego; pisał do nich kilka razy, ale nie otrzymał odpowiedzi, bo widocznie ojciec rozgniewał się znowu i trwał już w swéj do dziecka nieposłusznego niechęci. Życie więc samotne, głuche, odosobnione, ożywiało się tylko pracą, poświęceniem jéj, kapłaństwem myśli; a zasklepienie to w sobie wywoływało coraz nowe idee, dostarczając do coraz nowych dzieł wątku.
Z gorączką jakąś rzucał się do nich Stanisław i zabijał niemal ustawicznością wysiłków; ale wbrew jego chęci, praca nie wycieńczając, męczyła tylko chwilowo, a dodawała sił nowych. Położenie jego w towarzystwie otaczającém, oderwane, niezależne, pozbawione rady przyjaznéj, najwięcéj mu zawadzało do skutecznego rozwinięcia. Najdoskonaléj uorganizowany
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.
156
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.