żeby go jak najtaniéj wytargować z rąk autora. Żaden z nich nie miał tyle sumienia, żeby otwarcie wartość istotną zapłacić; handlowali tém jak inni skórkami zajęczemi. Najrozumniejsi łapali go pochlebstwem, przyjaźnią, drobną przysługą, uśmiechem dobrodusznym; bezwstydniejsi po prostu wypatrywali chwili dogodnéj, targowali się o każdy grosz, a zbywali w końcu bibułowym rachunkiem. Zarabiał wydawca, bogacił się sprzedający częściowo, mający pięćdziesiąt procentów ustępstwa, to jest więcéj daleko niżeli sam autor zysku, a pisarz wedle odwiecznego prawa marł z głodu, pracując sił ostatkiem na drugich.
Ciężko było z tego grosza wyżyć choć jednemu człowiekowi; ale Stanisław nie potrzebował wiele, i wystarczało mu co miał. Zaraz po ucieczce Sary, unikając wspomnień, które mu nastręczało dawne jego mieszkanie na Trockiéj ulicy, wyniósł się na Zarzecze. Tam wypytawszy sobie parę pokoików na piętrze, z których widok miał rozleglejszy, zamieszkał wśród pracowitéj ludności jednéj z najuboższych częśści miasta. Mało bardzo wychodził z domu, mniéj jeszcze miewał ludzi u siebie; zamknięty dumał, pisał, lub gdy się stęsknił jak dziecko wioski do natury, zieleni, do powietrza i wody, leciał w okolice Wilna pełne uroczych widoków.
W tych przechadzkach często zabiegając daleko rozgrzany ruchem, puszczał wodze fantazyi i obmyślał całe ustępy, całe pieśni, które potém zamknięty na klucz w swéj izdebce, pośpiesznie rzucał na papier. W przeciągu tych kilku lat wydał on kilka pism nowych: dramat, poezye, urywki prozy, które krytyka swoim zwyczajem przyjęła z surowością i szyderstwy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.
160
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.