Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

162
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

mat, lub padł do ich kolan po pierwszym ukłonie Często zaproszony do czyjegoś domu, po chwilce spoczynku i rozmowy o pogodzie, spotykał nalegania, aby coś przeczytał; przetrząsano mu kieszenie, szukając w nich papierów; a Szarskiemu, który popisywać się i czytać nie mógł, przykre były te nalegania. Dla niego tak świętą rzeczą było wszelkie natchnienie, że się z niém przed prostą powszednią ciekawością nie mógł popisywać na zimno; każdy swój wiersz brał do ręki z biciem serca, z płomieniem oblaną twarzą, ze świętym strachem, by nie rzucić myśli i uczucia na łup stworzeniom, co je mogły splugawić...
Taki człowiek nie mógł mieć powodzeń na świecie; a że jako poeta nierówny był sobie, bo po chwilach dumań, porywały go nagle wesołość, natchnienie, wielomowność i zapalały się w nim ognie niespodziane — sądy więc o nim były nieskończenie różne. Jeden go miał za miłego i wesołego, drugi wyrzucał mu chłód, surowość i nieczułość.
Kółko jego znajomości coraz się powiększało; a że każdy potrzebuje ludzi, więc i Stanisław rad był temu, umiejąc w poczciwém sercu swojém znaleźć w każdym przymiot jakiś i dobrą stronę. Raziły go może wady i płaszczyzny pospolitych ludzi, ale w kimże najpospolitszym nawet nie odbija się promyczek boży? w kimże nie mieszka coś szlachetnego, coś w jakikolwiek sposób zastanawiającego? Każdy ma stronę piękną, jeśli nie zawsze, to chwilami przynajmniéj wyrazistą.
Dom państwa Ciemięgów z szeregiem ich córek już przerzedzonym, bo niektóre powychodziły były za, mąż, pierwszy mu się znowu otworzył. Wprawdzie sa-