Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

164
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

kiego, co mu się śmieszném zdawało, i zapalając do pięknego, ale zupełnie zszedłszy sam z placu boju. Piękna twarzyczka ubogiéj panienki chwyciła go za serce, pokochał się, głowa mu się zawróciła, niedługo myśląc, nie patrząc końca, ożenił się. Byli szczęśliwi, ale ubóztwo jak robak wyjadało ten owoc szczęścia; przyszło dwoje dzieciątek, przyszedł z niemi niepokój o ich losy, i professor Hipolit trochę z lenistwa, pierworodnego grzechu plemion słowiańskich, wpadł w próżniacze życie pospolitych ludzi. Dawał lekcye, gawędził godzinami, chodził, grał w k arty, zajadał śniadania, perorował po kieliszku, a do pracy się me brał, z dnia na dzień ją odkładając.
Przyparty przez Szarskiego, zbywał go żartami lub obietnicami: „Pocznę za tydzień, jutro, gdy rozpakuję papiery“ i t. p. Wreszcie otwarciéj czasem śmiał mu się w oczy.
— Daj ty mi pokój! Próbowałem, na nic się nie zdało,.. dosyć tego... Aby dzień do wieczoru, aby życie do końca...
Szarski widział, ile w téj pozornéj wesołości taiło się rozpaczy, bo nieraz dostrzegał, jak czułe ojczysko, wziąwszy synka na kolana, łzą miał oczy zalane, gdy na przyszłość jego wspomniał; ale nigdy nie wydał się z tém, że wie coś więcéj niż powinien. Poczciwa to była natura, ale nie umiała się wyłamać z rodowych naszych nałogów. Umiał kochać, gotów był się poświęcić cały, byle poświęcenie to nagłe nie potrzebowało po nim wytrwania długiego, pracy, stałości! Pracować, silić się, padać i wstawać, będąc oplwanym i ukamienowanym wracać do apostolstwa i głos podnosić zahuczany szyderstwem... nie był zdolny.
Bazylewicz także czekał tylko ożenienia, aby swéj