połowicy zdać pióro, i poczęte tłómaczenie Luizyady Kamoensa rozłożyć na lat dwadzieścia cztery... Wdówka zapewniała mu byt dobry i spokój; dawne pisemka, jakie takie imię, a rozgłoszona wcześnie Luizyada także dodawała prawa do wdzięczności ogółu. Mógł więc po ślubie książki porozkładać, papier porozcinać, piór natemperować, tytuł wykaligrafować i siąść z założonemi rękoma... Na nieszczęście to upragnione ożenienie nie przychodziło do skutku, a nawet na chwilę zachwiane zostało. Wdowa mająca kilkakroć i jedną córkę, którą ze swych własnych funduszów wyposażyć mogła jak chciała, tyle była dobrą partyą mimo wiecznej fluksyi, ciągle się o jéj rękę liczni ubiegali zalotnicy. A że chorowała prócz tego nietylko na literatkę, ale na filozofkę i formalną blue stocking, a słabość jéj dobrze była znana, wiedzieli więc pretendenci jaką fórtką trafić do niéj było można.
Codzień niemal prezentowany przez kogo innego wchodził literat jakiś z papierem w kieszeni i gotowością do wzdychania, kochania, żenienia się i przepisywania!
Ale jejmość chciała mieć dobry towar za swoje pieniądze. Pierwsze jéj zamążpójście, które z woli matki spełniła jako ofiarę, wcale się jéj nie powiodło; musiała się odegrywać na drugiém.
Pani Lidzka miała już z okładem lat trzydzieści kilka... wedle kalendarza kochanków nawet; czterdzieści według przyjaciołek; a coś więcéj podobno pokazywała metryka i twarz... Nigdy nie była piękną, ale też za to niewiele zbrzydła starzejąc. Sucha, wysoka, blada, najczęściéj trochę zapuchła, miała reputacyę czarnych oczu, które w istocie zrudziały jakoś
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.
165
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.